Recenzja wyd. DVD filmu

Czerwony Kapturek - Prawdziwa historia (2005)
Joanna Wizmur
Cory Edwards
Cory Edwards
Ken Marino

Przykusy kapturek

Wywracanie bajkowych schematów do góry nogami jest od jakiegoś czasu w modzie. Trudno się dziwić - ogromny sukces <b>"<a href="http://shrek.filmweb.pl/" class="n">Shreka</a>"</b> zachęcił wielu
Wywracanie bajkowych schematów do góry nogami jest od jakiegoś czasu w modzie. Trudno się dziwić - ogromny sukces "Shreka" zachęcił wielu twórców do spróbowania swoich sił w tej samej konkurencji. Niestety, owa chęć motywowana jest na ogół wizją sterty zielonych banknotów, a nie poczuciem, że oto właśnie nadszedł sprzyjający czas dla projektów, które wcześniej nie mogły doczekać się realizacji. Dobrym przykładem jest tu "Czerwony kapturek - Prawdziwa historia". Zaczyna się całkiem intrygująco i dowcipnie. Czerwony Kapturek rozmawia z wilkiem przebranym za babcię, padają dobrze znane z bajki słowa o dużych uszach, łapach i oczach. Okazuje się jednak, że babcia nie tkwi w żołądku wilczyska, tylko leży związana w szafie, zaś przez okno wpada nagle przerośnięty Tyrolczyk, który od biedy mógłby uchodzić za gajowego, i zaczyna wymachiwać siekierą. W tym momencie wkracza leśna policja i przystępuje do mozolnego wyjaśniania całej sprawy. Wyjściowy pomysł miał w sobie potencjał. Niestety, twórcom zabrakło pomysłu na finał oraz łatwości w kreowaniu zabawnych, ekranowych sytuacji. W efekcie "Czerwony kapturek..." szybko zamienia się w paradę mniej lub bardziej śmiesznych grepsów. Autorzy filmu poszli tak daleko w przełamywaniu naiwnych, bajkowych schematów, że złamali również najważniejszą zasadę rządzącą tego typu opowieściami. Otóż bajka musi posiadać morał. Może być przewrotny, tak jak w "Shreku", ale zwieńczenie nim całej historii to zasada niepodważalna. Tymczasem twórcy "Czerwonego kapturka..." zapomnieli o niej albo postanowili ją zignorować. A może po prostu sami nie wiedzieli, po co nam to wszystko opowiadają, poza oczywistą chęcią zasilenia swoich kont w banku? Dodatkowym minusem jest niedopracowana animacja. Mantrą piszących o filmach animowanych stało się ostatnio zdanie-wytrych: "Animacja w filmie X nie odstaje od wysokiego poziomu, który dziś jednakże stał się już normą". Otóż animacja w "Czerwonym kapturku..." odstaje nie tylko od dzisiejszych standardów. Nie może się nawet równać z pomysłowością niektórych twórców przedwojennych - ludzi kreujących prawdziwe perełki w czasach, gdy dźwięk pod tonącego Kaczora Donalda podkładał gulgoczący aktor trzymający w dłoni szklankę wody. W "Czerwonym kapturku..." postacie są nie tylko niedokładnie ukazane, ale w niektórych przypadkach po prostu brzydkie, podobnie jak tła. Co więcej, filmowe zwierzaki poruszają się straszliwie sztucznie. I nikt nie wmówi mi, że jest to sprawa ograniczonego budżetu. Zawiniły przede wszystkim brak wyobraźni i cierpliwości. Wydanie DVD wzbogacono o szereg dodatków. Najmniej interesujący jest materiał zatytułowany "Animacje" - to po prostu zbiór szkiców postaci i przypadkowych migawek przedstawiających animatorów przy pracy. Ciekawsze są wywiady z aktorami, którzy użyczyli głosu filmowym bohaterom (m.in. Anne Hathaway, Glenn Close) oraz dział "Z planu", gdzie pokazano, jak nagrywali oni dialogi. Zarówno wywiady, jak i sceny z pracy nad ścieżką dźwiękową opatrzono polskimi napisami, za co należy się plus. Niezbyt jednak wielki, byłoby bowiem dobrze, gdyby stało się to w naszym kraju taką samą normą, jak wysoki poziom plastyczny dzisiejszych filmów animowanych.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Choć trudno dziś w to uwierzyć, baśnie i bajki nie były wcale przeznaczone dla dzieci, ale pisano je z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones